W niezwykle malowniczym Beskidzie Śląskim na samym szczycie Złotego Gronia  na wysokości 710 m n.p.m. pośród beskidzkich łąk powstał hotel „Złoty Groń Resort & SPA” z inspirującym widokiem na cztery strony świata. Ta niesamowita lokalizacja pozwala cieszyć się krystalicznym powietrzem i widokiem sięgającym horyzontu we wszystkich kierunkach. Dzięki unikatowej lokalizacji w pogodne dni możemy dostrzec z okien i tarasu hotelu panoramę Tatr. Wszystko to sprawia, że nasz hotel w Istebnej jest jednym z piękniej położonych górskich obiektów w tej części Beskidów. Goście mogą skorzystać z położonego obok wyciągu narciarskiego dzięki czemu możliwe jest uprawiania narciarstwa.

Właśnie w tym niezwykłym miejscu miałam przyjemność spróbować wspaniałej kuchni w typie Slow Food serwowanej dla gości hotelowych i jak i przybyłych z zewnątrz. Wnętrze restauracji jest odbiciem folkloru tamtejszego rejonu. To właśnie nadaje wnętrzu swojskiego i przytulnego charakteru.

Po wejściu do restauracji okazało się, że mam cudowny widok na panoramę gór z dwóch stron. Miałam wrażenie jakbym znajdowała się bliżej nieba. Jako poczekajkę podano mi własnoręcznie wypiekane pieczywo z delikatnym sosem na bazie majonezu.

Z dań regionalnych zamówiłam zupę kwaśnicę na wywarze z wieprzowych żeberek oraz żurek śląski na zakwasie z Krzycy podawany z puree ziemniaczano-cebulowym ze smażoną białą kiełbasą i chipsem z boczku. Muszę przyznać, że smakowały wybornie i świetnie nawiązywały do kulinarnych tradycji potraw serwowanych w tym regionie Polski.

Postanowiłam spróbować także czegoś bardziej egzotycznego i mój wybór padł na krewetki smażone na maśle z czosnkiem, ziołami podawane w wypiekiem własnym – bagietką oraz krem z pomidorów z serem wegańskim w zapachach bazylii. Szczególnie druga potrawa zapisała się w mojej pamięci jako wyjątkowo aromatyczna i pachnąca przyprawami.

Z dań głównych najbardziej do gustu przypadły mi „pierogi w różnych smakach, które wnuczki Honoratki i Gustlika lepiły”. Nazwa dotyczyła bohaterów filmowego z serialu „Czterej Pancerni i pies”, których zaślubiny miały miejsce właśnie w Istebnej. Pierogi były z trzema farszami: mięsem, kapustą i grzybami oraz serem. Podane w przepiękny sposób z możliwością wyboru omasty stanowiły prawdziwy rarytas.

Oprócz tego na szczególną uwagę zasługuje sandacz podany w sosie maślanym z gnocchi i karmelizowanym słonecznikiem oraz delikatne żebro wołowe z pieczonymi ziemniakami i grillowaną kukurydzą. Nie można także pominąć smacznego ravioli z ricottą, ziemniakami, sosem grzybowym i karmelizowanym kasztanem. Smakowało wybornie.

 Następnie skusiłam się też na deser. Szarlotka z jabłek szarej renety na ciepło z włoską paloną bezą lodami waniliowymi i kruszonką migdałową była wyśmienita. Przyznaję, że dawno nie jadłam tak wspaniale skomponowanego deseru.

Muszę podkreślić, że szef kuchni Szymon Kozioł rzeczywiście świetnie nawiązuje do tradycji kuchni tamtejszego regionu, choć nie stroni też od dań wykwintnych i egzotycznych. Preferuje też prostotę i dbałość o szczegóły, a jego pasja do gotowania i tworzenia wspaniałych potraw jest godna polecenia. Atmosfera miejsca, w którym niebo spotyka się z ziemią, a białe obłoki przemykają pomiędzy szczytami, pozwala w spokoju delektować się ulubionymi potrawami. Chętnie jeszcze odwiedzę to miejsce…